Właściciel
firmy, w której odbywało się szkolenie, zdecydował się na
makaron. Daniel chodził wściekły i wyzywał, ponieważ, mężczyzna
zadzwonił o godzinę za późno a wcześniej nie odbierał
telefonów, Lidka się spóźniła, a Piotr, chłopak, który
zajmował się dowozem, miał wyłączony telefon.
Wera
starała się nie wchodzić mu w drogę i uwijała się najszybciej,
jak potrafiła.
- Lidka! - krzyknęła. - Naszykuj mi pięćdziesiąt styropianowych pojemników!
- A gdzie są?
- Lidka! Gdzie mają być? W magazynie. Leć szybko.
Przyszła
po jakichś piętnastu minutach, leniwie zaczęła rozkładać
pojemniki. Wera zaniosła na wydawkę durszlak z makaronem, postawiła
na blacie i załamała ręce.
- Lidka to są pojemniki na zupę! Zwariowałaś? - warknęła.
- Przecież nie powiedziałaś mi o jakie ci chodzi. - jęknęła.
- Boże, dziewczyno, myśl trochę, to nie boli, naprawdę.
Lidka
ponownie poleciała na magazyn, a Wera zdejmowała pojemniki z blatu,
nie dowierzając w głupotę stażystki.
- Jesteś jednak głupia. - usłyszała śmiech za plecami. - Pojemniki na zupę do makaronu. Brawo! Gratuluję inteligencji. Po dzisiejszej nocce, cóż, pomyślałem sobie, że jednak coś z ciebie będzie, ale jak to się mówi, nie oceniaj dnia przed zachodem słońca.
- Ja... Ale to nie ja...
- Przestań się tłumaczyć – zaśmiał się. - To nic nie da...
Chciał
coś jeszcze powiedzieć, ale w tym momencie na kuchnie weszła
Lidka.
- Jezu Wera, przepraszam. - odezwała się z głupim chichotem. - Moim zdaniem pojemniki na zupę bardziej się nadają do tych klusek.
Daniel
przyglądał się Lidce, jak rozkłada nowe pojemniki, ponieważ bał
się spojrzeć na inną kobietę, która stała w tym pomieszczeniu.
Szybko uwinęły się z wydaniem, chwilę przed końcem na kuchnie
wpadł Piotrek, który miał dostarczyć zamówienie. Wera odesłała
Lidkę do domu, a sama jeszcze krzątała się po kuchni sprzątając
i wyłączając sprzęty.
Trzy
razy chciał coś do niej powiedzieć, może przeprosić, ale po
dłuższym zastanowieniu zostawił tą sprawę niezałatwioną. Tak
będzie lepiej. Zauważył, że ją do niego ciągnie. Ona jeszcze
nie zdawała sobie sprawy, że jego też. Była młoda i najwyraźniej
niedoświadczona. Niech go uważa za gbura i prostaka, ale gdy
zauważył jej spuszczoną główkę i zwieszone drobne ramiona, całe
postanowienie nie rozmawiania z nią poszło w cholerę.
- Chodź, odwiozę cię do domu. - mruknął, odezwał się tak niespodziewanie, że aż drgnęła. Spojrzała na niego tymi pięknymi zranionymi oczami i już wiedział, że będzie ciężko trzymać się od niej z daleka.
- Nie, dziękuję. - szepnęła i poszła do szatni się przebrać.
Była
smutna i zraniona. Jak szybko ją ocenił! A gdy się okazało, że
nie miał racji, nic nie powiedział, nie przeprosił. Czego się
spodziewała? Wszyscy mężczyźni są tacy sami. Najpierw robią,
później myślą. Nie powinna być zdziwiona. Jednak... Miała
nadzieję, że pod tą szorstką powłoką kryje się wspaniały
facet, wyjątek, ten jeden jedyny... STOP! To nie możliwe, żeby się
w nim zakochać. Jest jej szefem, nawet na nią nie spojrzy, takich
jak ona może mieć na pęczki.
Gdy
wychodziła z pracy dopadło ją zmęczenie. Zawsze przychodziła
pierwsza i wchodziła ostatnia. Taka praca. Pogasiła światła i
zamknęła lokal. Na parkingu stał jeden samochód. Czarny nissan
patrol. Samochód Daniela. Zatrzymała się, gdy wysiadł z auta i do
niej podszedł.
- Chodź, ledwo stoisz na nogach, zaśniesz w autobusie. - mruknął i pociągnął ją za rękę.
Wsadził
ją do samochodu i pozapinał w pasy. Gdy znaleźli się twarzą w
twarz, zatrzymał się. Palcem delikatnie pogłaskał ją po
policzku, poczuła, jak przez jej ciało przechodzi prąd i rozpływa
się gdzieś w dole brzucha. Wypuściła głośno powietrze i
przymknęła oczy, modląc się żeby przestał i jednocześnie, żeby
nie przestawał. Ale on odsunął się od niej. Zamknął drzwi,
odetchnął parę razy i usiadł na siedzeniu kierowcy.
Nie
zapytał, gdzie ją zawieź, więc na pewno musiał jeszcze raz
przejrzeć dokumenty. Mieszkała na obrzeżu miasta, dość daleko od
restauracji. Jej blok był ostatni w tamtej okolicy, dalej zaczynały
się już domki, dojeżdżały tu tylko dwa autobusy, w dodatku o
bardzo niedogodnych godzinach. Zawsze była w pracy godzinę
wcześniej, bo gdyby pojechała późniejszym, to była by spóźniona
i Daniel na pewno by ją zwolnił.
Spojrzała
na niego, mocno zarysowana szczęka z delikatnym zarostem, zgrabny
nos, może troszkę za duży, ale Weronice i tak się podobał. Oczy
czujnie obserwowały drogę, włosy opadały na gładkie czoło.
Wyczuł jej zainteresowanie i spojrzał na nią, zatopiła się w
jego oczach, znów poczuła to przyjemne ciepło rozchodzące się po
ciele. Z jego twarzy nie mogła nic wyczytać, pozostała
niewzruszona. Zadawała sobie pytania, czy chociaż trochę mu się
podoba, czy czuje takie same emocje jak ona. Nie odważyła się
zapytać, a on znów spojrzał na drogę i chwila minęła. Osunęła
się na oparcie i przymknęła oczy.
Zatrzymał
się przed jej blokiem. Zauważył już chwilę wcześniej, że
zasnęła. Przez całą drogę zaciskał mocno palce na kierownicy,
żeby tylko się na nią nie rzucić. Jej zapach doprowadzał go do
obłędu. Ciekawość, jak smakują jej usta nie pozwalała się
skupić na niczym innym. Były też inne myśli. Jak by to było mieć
ją nagą w swoim łóżku. Czy była by chętna i uległa? Czy
raczej sztywna, jak kłoda? Wysiadł z auta, podszedł od strony
pasażera i otworzył drzwi. Nachylił się nad nią, wdychając
delikatny zapach lilii, nie poruszyła się. Musi dać sobie z nią
spokój! Przecież nawet nie była taka piękna, ale było w niej
coś, co go do niej przyciągało. Musi przestać o niej myśleć.
Ale najpierw musi ją pocałować. Musi, bo inaczej zwariuje z
niewiedzy. Dotknął delikatnie ustami jej ust. Otworzyła oczy i
wpatrywała się w niego nierozbudzona i zdezorientowana. Musnął
jeszcze raz. Usłyszał jak wciąga szybko powietrze. Owinął sobie
jej włosy wokół ręki, szarpnął niezbyt delikatnie i zawładnął
jej ustami. Całowała nieumiejętnie, ale to go jeszcze bardziej
rozpaliło. Nie sprzeciwiała się, otoczyła rękami jego szyje i z
zapałem oddawała pocałunki. Drażnił jej kąciki ust, zmuszając
żeby się dla niego otworzyły, westchnęła, a on wsunął język w
jej usta. Wyciągnął ją z samochodu, dalej trzymając na rękach
przycisnął do drzwi, ona zaplotła mu nogi na biodrach i mocno się
w niego wtuliła. Zaatakował pocałunkami jej szyję i brodę, jęki
jakie wydawała, były dla niego najsłodszą muzyką, poruszył
konwulsyjnie biodrami, a z jej gardła wydarł się najpiękniejszy
dźwięk na świecie. Otrzeźwiał. Odepchnął ją od siebie na
długość ramienia i głośno dyszał.
Prawie mi się mokro zrobiło! ;) Pisałam komentarz do tej notki ze 3 razy, ale mój telefon nie lubi blogspota. Ciekawa jestem, co będzie dalej. Czy to już koniec, czy dopiero początek problemów bohaterki. Aww, wciągasz. :)
OdpowiedzUsuńHej chciałabym Cię zaprosić na mojego nowego bloga http://przeznaczeniedwochserc.blogspot.com/ Pozdrawiam ;*
OdpowiedzUsuń