niedziela, 28 grudnia 2014

.2.

Właściciel firmy, w której odbywało się szkolenie, zdecydował się na makaron. Daniel chodził wściekły i wyzywał, ponieważ, mężczyzna zadzwonił o godzinę za późno a wcześniej nie odbierał telefonów, Lidka się spóźniła, a Piotr, chłopak, który zajmował się dowozem, miał wyłączony telefon.
Wera starała się nie wchodzić mu w drogę i uwijała się najszybciej, jak potrafiła.
  • Lidka! - krzyknęła. - Naszykuj mi pięćdziesiąt styropianowych pojemników!
  • A gdzie są?
  • Lidka! Gdzie mają być? W magazynie. Leć szybko.
Przyszła po jakichś piętnastu minutach, leniwie zaczęła rozkładać pojemniki. Wera zaniosła na wydawkę durszlak z makaronem, postawiła na blacie i załamała ręce.
  • Lidka to są pojemniki na zupę! Zwariowałaś? - warknęła.
  • Przecież nie powiedziałaś mi o jakie ci chodzi. - jęknęła.
  • Boże, dziewczyno, myśl trochę, to nie boli, naprawdę.
Lidka ponownie poleciała na magazyn, a Wera zdejmowała pojemniki z blatu, nie dowierzając w głupotę stażystki.
  • Jesteś jednak głupia. - usłyszała śmiech za plecami. - Pojemniki na zupę do makaronu. Brawo! Gratuluję inteligencji. Po dzisiejszej nocce, cóż, pomyślałem sobie, że jednak coś z ciebie będzie, ale jak to się mówi, nie oceniaj dnia przed zachodem słońca.
  • Ja... Ale to nie ja...
  • Przestań się tłumaczyć – zaśmiał się. - To nic nie da...
Chciał coś jeszcze powiedzieć, ale w tym momencie na kuchnie weszła Lidka.
  • Jezu Wera, przepraszam. - odezwała się z głupim chichotem. - Moim zdaniem pojemniki na zupę bardziej się nadają do tych klusek.
Daniel przyglądał się Lidce, jak rozkłada nowe pojemniki, ponieważ bał się spojrzeć na inną kobietę, która stała w tym pomieszczeniu. Szybko uwinęły się z wydaniem, chwilę przed końcem na kuchnie wpadł Piotrek, który miał dostarczyć zamówienie. Wera odesłała Lidkę do domu, a sama jeszcze krzątała się po kuchni sprzątając i wyłączając sprzęty.
Trzy razy chciał coś do niej powiedzieć, może przeprosić, ale po dłuższym zastanowieniu zostawił tą sprawę niezałatwioną. Tak będzie lepiej. Zauważył, że ją do niego ciągnie. Ona jeszcze nie zdawała sobie sprawy, że jego też. Była młoda i najwyraźniej niedoświadczona. Niech go uważa za gbura i prostaka, ale gdy zauważył jej spuszczoną główkę i zwieszone drobne ramiona, całe postanowienie nie rozmawiania z nią poszło w cholerę.
  • Chodź, odwiozę cię do domu. - mruknął, odezwał się tak niespodziewanie, że aż drgnęła. Spojrzała na niego tymi pięknymi zranionymi oczami i już wiedział, że będzie ciężko trzymać się od niej z daleka.
  • Nie, dziękuję. - szepnęła i poszła do szatni się przebrać.
Była smutna i zraniona. Jak szybko ją ocenił! A gdy się okazało, że nie miał racji, nic nie powiedział, nie przeprosił. Czego się spodziewała? Wszyscy mężczyźni są tacy sami. Najpierw robią, później myślą. Nie powinna być zdziwiona. Jednak... Miała nadzieję, że pod tą szorstką powłoką kryje się wspaniały facet, wyjątek, ten jeden jedyny... STOP! To nie możliwe, żeby się w nim zakochać. Jest jej szefem, nawet na nią nie spojrzy, takich jak ona może mieć na pęczki.
Gdy wychodziła z pracy dopadło ją zmęczenie. Zawsze przychodziła pierwsza i wchodziła ostatnia. Taka praca. Pogasiła światła i zamknęła lokal. Na parkingu stał jeden samochód. Czarny nissan patrol. Samochód Daniela. Zatrzymała się, gdy wysiadł z auta i do niej podszedł.
  • Chodź, ledwo stoisz na nogach, zaśniesz w autobusie. - mruknął i pociągnął ją za rękę.
Wsadził ją do samochodu i pozapinał w pasy. Gdy znaleźli się twarzą w twarz, zatrzymał się. Palcem delikatnie pogłaskał ją po policzku, poczuła, jak przez jej ciało przechodzi prąd i rozpływa się gdzieś w dole brzucha. Wypuściła głośno powietrze i przymknęła oczy, modląc się żeby przestał i jednocześnie, żeby nie przestawał. Ale on odsunął się od niej. Zamknął drzwi, odetchnął parę razy i usiadł na siedzeniu kierowcy.
Nie zapytał, gdzie ją zawieź, więc na pewno musiał jeszcze raz przejrzeć dokumenty. Mieszkała na obrzeżu miasta, dość daleko od restauracji. Jej blok był ostatni w tamtej okolicy, dalej zaczynały się już domki, dojeżdżały tu tylko dwa autobusy, w dodatku o bardzo niedogodnych godzinach. Zawsze była w pracy godzinę wcześniej, bo gdyby pojechała późniejszym, to była by spóźniona i Daniel na pewno by ją zwolnił.
Spojrzała na niego, mocno zarysowana szczęka z delikatnym zarostem, zgrabny nos, może troszkę za duży, ale Weronice i tak się podobał. Oczy czujnie obserwowały drogę, włosy opadały na gładkie czoło. Wyczuł jej zainteresowanie i spojrzał na nią, zatopiła się w jego oczach, znów poczuła to przyjemne ciepło rozchodzące się po ciele. Z jego twarzy nie mogła nic wyczytać, pozostała niewzruszona. Zadawała sobie pytania, czy chociaż trochę mu się podoba, czy czuje takie same emocje jak ona. Nie odważyła się zapytać, a on znów spojrzał na drogę i chwila minęła. Osunęła się na oparcie i przymknęła oczy.
Zatrzymał się przed jej blokiem. Zauważył już chwilę wcześniej, że zasnęła. Przez całą drogę zaciskał mocno palce na kierownicy, żeby tylko się na nią nie rzucić. Jej zapach doprowadzał go do obłędu. Ciekawość, jak smakują jej usta nie pozwalała się skupić na niczym innym. Były też inne myśli. Jak by to było mieć ją nagą w swoim łóżku. Czy była by chętna i uległa? Czy raczej sztywna, jak kłoda? Wysiadł z auta, podszedł od strony pasażera i otworzył drzwi. Nachylił się nad nią, wdychając delikatny zapach lilii, nie poruszyła się. Musi dać sobie z nią spokój! Przecież nawet nie była taka piękna, ale było w niej coś, co go do niej przyciągało. Musi przestać o niej myśleć. Ale najpierw musi ją pocałować. Musi, bo inaczej zwariuje z niewiedzy. Dotknął delikatnie ustami jej ust. Otworzyła oczy i wpatrywała się w niego nierozbudzona i zdezorientowana. Musnął jeszcze raz. Usłyszał jak wciąga szybko powietrze. Owinął sobie jej włosy wokół ręki, szarpnął niezbyt delikatnie i zawładnął jej ustami. Całowała nieumiejętnie, ale to go jeszcze bardziej rozpaliło. Nie sprzeciwiała się, otoczyła rękami jego szyje i z zapałem oddawała pocałunki. Drażnił jej kąciki ust, zmuszając żeby się dla niego otworzyły, westchnęła, a on wsunął język w jej usta. Wyciągnął ją z samochodu, dalej trzymając na rękach przycisnął do drzwi, ona zaplotła mu nogi na biodrach i mocno się w niego wtuliła. Zaatakował pocałunkami jej szyję i brodę, jęki jakie wydawała, były dla niego najsłodszą muzyką, poruszył konwulsyjnie biodrami, a z jej gardła wydarł się najpiękniejszy dźwięk na świecie. Otrzeźwiał. Odepchnął ją od siebie na długość ramienia i głośno dyszał.

2 komentarze:

  1. Prawie mi się mokro zrobiło! ;) Pisałam komentarz do tej notki ze 3 razy, ale mój telefon nie lubi blogspota. Ciekawa jestem, co będzie dalej. Czy to już koniec, czy dopiero początek problemów bohaterki. Aww, wciągasz. :)

    OdpowiedzUsuń
  2. Hej chciałabym Cię zaprosić na mojego nowego bloga http://przeznaczeniedwochserc.blogspot.com/ Pozdrawiam ;*

    OdpowiedzUsuń

Obserwatorzy